Śmietnik

Logo NPC Games przypomina o czasach słusznie minionych. Portfolio – o niezrealizowanych obietnicach.

To – obiektywnie – jedna z 10 najgłupszych nazw dla studiów gamedevowych w historii. Jeżeli chcielibyście wyszukać firmę – nie ma problemu, wystarczy pogmerać w wyplutych przez Google’a 841 tys. wynikach! Ten róg obfitości wcale zresztą nie dziwi, bo przecież zbitka „NPC” i „Games” pojawia się w anglojęzycznych mediach branżowych często.

Nowe, czyli stare

Logo zuchów z NPC Games równie dobrze sprawdziłoby się jako symbol frakcji w Command & Conquer, jak również czcionka w WordArt, ewentualnie okładkowy font Electro Body albo neon najntisowego salonu gier w Sopocie…

… zamiast holistycznie je kontemplować skupmy się na detalu tym bardziej niepozornym, że – jako jeden z nielicznych elementów pracy grafika – nie każe on włożyć sobie do oczodołów wirujących łopatek miksera.

I wszystko ładnie, pięknie, ale te „nowe gry na pecety” to trzecia prawda tischnerowska. Przyglądając się katalogowi NPC Games odkryjemy, iż…

Żaden z hitów in spe nie ma daty premiery, choć zaanonsowano je lata temu. Ich zwiastuny to zaś co najwyżej materiały poglądowe

Portfolio NPC Games stanowi żywy dowód na to, że w co poniektórych „grupach kapitałowych” nie liczy się zespół. Potencjalnie rentowne tytuły migrują (na co dowodem Human Farm, anonsowany przez JTown Games, a ostatecznie przygotowany przez Asmodev), z kolei nieudane premiery odciąga się od notowanych na giełdzie zespołów (vide kazus Deadliest Catcha, z którego po debiucie odspawano od Moonlita). Podobna żonglerka nie dziwi, wszak NPC Games to pociotek PlayWaya, bratanek CreativeForge i syn Ultimate Games. Spółka jest więc spokrewniona z najlepszymi zapowiadaczami w Polsce.

(źródło: rejestr.io)

Samo studio generuje natomiast intrygujący, ontologiczny problem

No bo czy ono właściwie istnieje? Jedyną osobą, która na pewno pracuje w NPC Games jest prezes Krzysztof Markowski. To wytrawny członek zarządu/organu nadzoru (pełni takie funkcje w Games Boxie, G11, Ultimate Gamers Mobile, Ancient Gamers, Grande Games i Ultimate Games Marketing). Eksponowane stanowiska sprawują także Tomasz Supeł i Tomasz Stajszczak (biznesmeni o podobnie szerokich zainteresowaniach, co Markowski). Rekordzistą jest jednak Grzegorz Arkadiusz Czarnecki powiązany z 44 (!) spółkami gamedevowymi.

Z kolei istnienia scenarzystów, grafików, artystów koncepcyjnych, animatorów, testerów, reżyserów, projektantów, dźwiękowców i muzyków możemy co najwyżej domniemywać.

Podkręć fotowoltaikę jak Robert Lewandowski

Polski gamedev – twierdzą autorzy raportu „The Game Industry of Poland” – przoduje na świecie w jednym. Zapisach na wishlistach. W żadnym kraju nie ma ponadto tylu notowanych na giełdzie spółek branżowych. Sporo z nich weszło na parkiet podczas pandemii, obiecując kilkanaście gier, a do tego usługi e-learningowe, fotowoltaikę, opracowanie symulacji dla NASA, budowę centrum badawczo-rozwojowego oraz współpracę z Robertem Lewandowskim. Zapowiedziały, zainkasowały, odwdzięczyły się wypłatą dywidendy… ale na kuglarstwie zwiastunami i komunikatami dla inwestorów zakończyły one swą twórczą aktywność.

Skutki tamtego dojenia znamy aż za dobrze

Spadek zaufania do studiów, odpływ kapitału, emigracja wewnętrzna twórców i twórczyń, pracujących nad zwiastunami builderów, simulatorów i renovatorów… Smutnymi pomnikami giełdowego okresu burzy i naporu będą takie spółki jak NPC Games. To one przejmą dziesiątki (a może i setki!) kart katalogowych projektów, których produkcja nigdy nie ruszyła.

Tyle że takie studio to żadne studio. Raczej śmietnik