S****hot

Polski shooter zapytał nas właśnie do kogo należy gra: do odbiorcy, czy twórców? Wszystko za sprawą samobójstwa i samookaleczania… A raczej ich nagłego braku.

W ubiegłym tygodniu doszło do aktualizacji Superhot VR. Jak pisał na Steamie zespół:

„W delikatnych czasach, w jakich żyjemy, możemy zrobić coś dobrego. Zasługujecie na więcej. Wszystkie sceny nawiązujące do samookaleczenia są od teraz całkowicie wycięte z gry. Nie mają one miejsca w supergorącej, wirtualnej rzeczywistości. Żałujemy, że zajęło nam to tak długo”.

Mowa o sekwencjach, w których gracz musi strzelić sobie w twarz i wyskoczyć z budynku. Studio zobowiązało do spatchowania w tej sposób każdej wersji na VR-owe gogle (na ten moment załatano jedynie edycję na Steamie), co sprawiło, że internet stał się (nomen omen) superrozgrzany. Dyskusję – aż gęstą od „płatków śniegu”, oskarżeń o (błędnie rozumianą*!) poprawność polityczną, czy nawoływań do bojkotu – prowadzili zarówno użytkownicy Resetery, jak i bardziej swojskiego Secret Levela.

Oczywiście fala oburzenia wezbrała także na Steamie, na którym zaczęły się pojawiać komentarze w rodzaju:

Takie oceny nie będą się jednak wliczać do średniej. Dla przypomnienia: po ogłoszeniu czasowej wyłączności Metro Exodus na Epic Games Store, część odbiorców zaczęła masowo wystawiać negatywne noty poprzedniczkom shootera. Valve podjęło wówczas decyzję o wprowadzeniu filtra, który odsiałby od ogółu „recenzje niezwiązane z chęcią pomocy innym nabywcom”. Algorytm zadziałał także teraz.

Kobiety nie mogą być generałami?

Ten sam scenariusz przerabialiśmy, gdy trzy lata Creative Assemby spatchowało (ciut już wówczas leciwą) strategię Total War: Rome II. W wyniku aktualizacji generałki pojawiały się na mapie częściej, co rozsierdziło część klientów. Wówczas Ella McConell (community managerka studia) odparła, że jeżeli ludziom rozwiązanie się nie podoba: mogą pobrać mody, które wygumkują kobiety całkowicie, albo… nie grać. Jak pisała: „Total Wary są historycznie autentycznie, ale nie historycznie dokładne”.

W ubiegłym roku z podobnymi oskarżeniami mierzyło się Skunkape Games, niegdysiejszy trzon Telltale, którzy postanowił zremasterować pierwszy sezon przygodowego Sama & Maksa. Rejestrację DeSoto, którym jeżdżą detektywi, zmieniono z DRG DLR (drug dealer) na RMS DLR (arms dealer). Z jednego dialogu wycięto żart o „dzieciach ze specjalnymi potrzebami”, inny ogołocono z określenia „foo’” (mogącego być skrótowym zapisem „fool”, a więc głupca, ale i slangowym określeniem, jakiego używają Latynosi). Gdzieś wcięło dowcip o uzgodnieniu płci i inny, o „gorącej, ciekawej świata dorosłych piętnastolatce, która chce eksperymentować”. Zmian trzeba jednak szukać z lupą, zwłaszcza że niemal każda linijka jest tu podszyta wicem. Skunkape twierdzi, że zmodyfikowano raptem 0,1% kwestii dialogowych i nie ma powodu, by im nie wierzyć.

Istotne novum znajdziemy za to w obsadzie, w czarnoskórego Bosco wcielił się w nowej wersji czarnoskóry Ogie Banks. Jak twierdzą na Steamie autorzy: „uprzednio głos podkładał biały aktor, udający stereotypowego Afroamerykanina, co czternaście lat później jest mocno cringe’owe”. Nie są w takiej ocenie odosobnieni. Biały jak przebiśnieg Hank Azaria, który przez 30 lat ogrywał w „Simpsonach” pochodzącego z Indii Apu, zrezygnował w ubiegłym roku ze stanowiska. Nowe struny głosowe zyskały i inne kreskówe bożyszcze, chociażby Clevland („Family Guy”) i Missy („Big Mouth”). Decyzje obsadowców są ze wszech miar sensowne, o czym wie każdy, kogo z seansu „X-Men: Apocalypse” wybił dukający polskawe kwestie Michael Fassbender (ba, na polszczyźnie poległa nawet – w „Wyborze Zofii” – madame Meryl Streep!). Aktorzy udający postacie innych narodowości i etniczności brzmią – w najlepszym razie – sztucznie. W najgorszym: obraźliwie.

Orędownicy wolności przeciwko wolności

Troska o właściwe głosy jest pokłosiem zmiany, która zachodzi w Fabryce Snów – i gamedevie – od dawna. Nieśmiało przypomnę, że w klasycznym musicalu „West Side Story”, w pochodzącą z Portoryko Marię wciela się Natalie Wood, a więc rodowita Amerykanka (w dodatku pomalowana na brązowo). W równie klasycznym „Śniadaniu u Tiffany’ego” Mickey Rooney portretował pana Yunioshiego włożywszy sztuczne zęby i zmrużywszy oczy… To arcydzieła światowej kinematografii, które jednak – nie pudrujmy – utrwalają krzywdzące stereotypy. Wcale więc nie dziwi, że Spielberg – szykując się do nakręcenia kolejnej adaptacji „West Side Story” – położył nacisk na etnicznie akuratną obsadę.

Efektami korekt dokonanych przez Skunkape również było zbombardowanie metakrytycznych kart Sama & Maxa negatywnymi ocenami oraz typowy hurr-durr o cenzurze i dyktacie politpoprawności. Co gorsza: także w tym wypadku wolność w aktualizowaniu gry zdają się tłumić osoby, które – gwałtu, rety – mienią się być orędownikami wolności. Dlaczego więc nie uznają prawa twórców, by na 14 lat od publikacji gry uwspółcześnić jej humor podług własnego uznania? Albo by wyciąć trzeciorzędne sceny, jakie – zdaniem zespołu – nie powinny się w buildzie znaleźć?

Rzeczywistość społeczno-polityczna, do której kultura cyfrowa często się przecież odnosi, zmienia się z roku na rok. Przykładów nie trzeba szukać za oceanem; po ubiegłorocznym zatrzymaniu Margot opinia publiczna przeszła przyspieszony kurs równościowej nomenklatury, a pojęcia takie jak „transpłciowość” czy „niebinarność” weszły pod strzechy. Nie bez oporu; za wiatrem zmian nie nadążyli choćby niektórzy dziennikarze mediów liberalnych (że wspomnę wywiad Beaty Lubeckiej, która nieustannie Margot misgenderowała), ale i – może zwłaszcza – zwykli zjadacze chleba. Wcześniej wielu moich przyjaciół i znajomych, często empatycznych i troszczących się o język, nie do końca wiedziało, jak zwracać się do Innego w taki sposób, by nie ranić. Dziś są o tę wiedzę bogatsi.

Rachel i Ross się nie zmienią. Gry – owszem

O ile Marta Kauffman nie zaktualizuje w żaden sposób „Przyjaciół” (a pewnie by chciała, bo mnóstwo dowcipów trąci dziś paździerzem), gry to medium żywe; scenopisarskie i gameplayowe poprawki można w nim nanieść nawet na lata po premierze. 2020 dał nam liczne dowody wrażliwości gamedevu; nieśmiało przypomnę, że fundacja Trans-Fuzja konsultowała scenariusz Cyberpunka 2077, The Last of Us 2 wprowadziło wątki nieheteronormatywne do mainstreamu, a na scenie niezależnej furorę robiły postępowe Hades, Tell Me Why i If Found… Współczesne myślenie o medium nie może się obyć bez myślenia w kategoriach różnorodności, roli kobiet i mniejszości psychoseksualnych, walki z mową nienawiści, właściwej reprezentacji mniejszości etnicznych oraz walki z zaburzeniami psychicznymi. Gry po prostu dojrzały. Ich twórcy – vide Superhot Team – również.

Odbiorcy też powinni.

 

 

(*) w istocie poprawność polityczna to nie żaden „ideologiczny kaganiec”, ale norma językowa, nakazująca zwracać się do siebie z szacunkiem. Przydatna zresztą także dla nas, wszak nie chcemy, by nazywano nas „Polaczkami” i traktowano nasze medium z pobłażaniem, prawda?